„Tu słychać pieśni przyjazne
Polskie, niemieckie, hebrajskie”
Ogniobranie
MSK w Korczakowie
Korczakowcy długo czekali na
tę wizytę. Osoby, o których zazwyczaj się tylko słyszy, tym razem miały
pokazać się z bliska, zmaterializować: zobaczyć, jak się żyje w
Korczakowie. Wielu z nas po raz pierwszy miało mieć okazję zobaczyć na
żywo osobę z Izraela! Temperatura (także w stopniach Celsjusza) rosła.
Goście przyjechali przed południem. Dumna ze swej roli zuchowa
warta przywitała grupę i odprowadziła pod komendę. Tam przyjezdni
zostali oddani pod opiekę Szefa. Wśród nich byli m.in.
Batia Gilad z Izraela – przewodnicząca Międzynarodowego
Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka; Barbara Sochal – przewodnicząca
Polskiego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka. Gdy przechadzali się po
obozie, obdarowywali i byli obdarowywani szczerymi uśmiechami i słowami
przywitań w wielu językach: polskim, angielskim, francuskim, rosyjskim.
Niektórzy obozowicze zza drzew obserwowali przybyszy, próbując
rozpoznawać niesione flagi: Polski, Izraela, Francji, Niemiec,
Szwajcarii, Konga, Ukrainy. Gdy pierwszą falę zainteresowania udało się
zaspokoić, gospodarze udali się na warsztaty, które goście z ciekawością
odwiedzali, by przyjrzeć się naszej pracy. Szczególne wrażenie wywarły
warsztaty muzyczne, nagrodzone oklaskami, i kreatywne, od których goście
dostali ręcznie robione bransoletki. Po warsztatach przyszedł czas na
długo wyczekiwane kąpiel i kajakowanie.
Na obiad udaliśmy się wspólnie. Po drodze Szef przeczytał kolejny
fragment „Pamiętnika Blumki”, pięknej książki o Starym Doktorze, która
towarzyszyła obozowi od rana. Tak jak poprzednich, tak i tego
wysłuchaliśmy w skupieniu: poznaliśmy historię małego Aarona, który był
znakomitym krawcem, przodował w naprawie ubrań i pościeli. Posiłek w
Korczakowie bardzo smakował gościom; mimo próśb i usilnych starań gości,
nie obozowicze nie pozwolili zabrać swoich pań kucharek. Potwierdziła
się stara zasada: przez żołądek do serca.
Po krótkim poobiednim odpoczynku zebraliśmy się wszyscy na plaży.
Oglądnęliśmy piękny spektakl rozgrywający się na jeziorze, a oparty na
wierszach Wisławy Szymborskiej. Potem na Placu „W Słońcu” byliśmy
świadkami poruszającej sceny: przy dźwiękach muzyki dzieci wyczytywały
swoje przesłania do dorosłych, mówiące o tym, co mali ludzie myślą i
czują, co by chciały, a często boją się powiedzieć dorosłym. Następnie
dziesiątki kolorowych baloników uniosło się, a widniejąca na nich twarz
Korczaka zdawała się uśmiechać z góry widząc nas razem na dole.
Z placu udaliśmy się pod pomnik Starego Doktora, zasiedliśmy w
kręgu, by pośpiewać. Jeden z naszych pląsów, „Niedźwiadek”, wykonany w
wersji „niemieckiej” bardzo spodobał się pani zza Odry. Atmosfera była
pełna życzliwości i dobrej zabawy. Pozytywny nastrój wzmogły prezenty
przywiezione przez gości: piękne koszulki roku Korczaka, a także
poprawiające bezpieczeństwo na drogach odblaskowe opaski na ręce.
Specjalnością Korczakowców jest gra nastrojem, przechodzenie z jednego w
drugi, dlatego bez przeszkód udało nam się odstawić na bok żarty oraz
śmiechy, gdy pod pomnikiem rozgrywała się druga część artystyczna.
Burzono w niej nudny, rutynowy, najczęstszy i krzywdzący pomnik Korczaka
jako tego, „co umarł z dziećmi w Treblince”, a budowano nowy: wielkiego
pedagoga i pisarza, którego dzieło wciąż aktualne, żywe. Na twarzach
dzieci i dorosłych widać było, że przekaz jest jasny i trafiający w
przekonania: idea Korczaka żyje.
Obozowe Kręgi są dla harcerzy czymś wyjątkowym, każdy z nich to
wydarzenie szczególne. Tym bardziej ten, w którym stanęliśmy wspólnie, z
tylu krajów i języków. Harcerskie „Już do odwrotu” po hebrajsku,
niemiecku, francusku, ukraińsku i polsku harmonijnie niosło się po
Korczakowie. Na pamiątkę tego wydarzenia każdy dostał patronkę –
inspirowaną Korczakiem pocztówkę. Postawiona na półce, wklejona do
pamiętnika przez lata będzie przypominać o tym pięknym dniu.
Na apelu zakończyła się oficjalna część wizyty. Przyszedł czas na
swobodniejsze rozmowy, wspomnienia, wymianę poglądów, nawiązywanie
nowych znajomości; młodzi rozmawiali ze starymi, mali z dużymi, czarno-
i blondwłosi z siwymi. Korczak patrzył z pierwszego na świecie swojego
pomnika, tego w Korczakowie. To, co robimy, robimy w jego imieniu, a
robimy dla dzieci, dla świata, dla przyszłości. Wierzymy, że Stary
Doktor byłby z nas zadowolony.
Nadszedł czas wyjazdu. Widać było żal po stronie gości, jak i
gospodarzy. Nic straconego, bramy Korczakowa stoją otworem dla wszelkich
przyjaznych ludzi. Padały deklaracje powrotu i współpracy, poparte
szczerą wiarą, że to nie tylko puste słowa.
Jerzy Zgodziński
|