Życie dla Innego: Dziecka –
Człowieka
Genealogia „... skąd rzeka życia bierze swój początek”
Nazywam sie po
dziadku, a imię dziadka Hersz (Hirsz). Ojciec miał prawo nazywać mnie
Henrykiem, bo sam otrzymał imię Józef. I inne dzieci nazwał dziadek
chrześcijańskimi imionami”.
W przytoczonych słowach z
„Pamiętnika” (1942) ujawnia się w błyskawicznym skrócie proces
asymilacji rodziny Korczaka ze strony ojca, o niemieckim nazwisku
Goldszmit. Jej członkowie, nie porzucając wyznania, zbliżali się do
polskości poprzez imiona i wykształcenie, także dzięki umiłowaniu
polskiej literatury i języka. Była to droga typowa dla niektórych
polskich Żydów, którzy rozluźniali więzy ze środowiskiem macierzystym i
pod wpływem Haskali (oświecenia żydowskiego) starali sie uczestniczyć w
życiu kraju osiedlenia.
Zdobycie „inteligenckiego” zawodu lekarza przez dziadka, Hersza
Goldszmita, syna szklarza, było w rodzinie pierwszym krokiem na tej
drodze, na której dziadek nie porzucił jednak żydowskiej tradycji. Jako
lekarz hrubieszowskiego Szpitala Starozakonnych czerpał obficie z
żydowskiej etyki pomagania słabym i chorym. Dla upamiętnienia jego
zasług otwarto w Hrubieszowie przytułek dla starców imienia małżonków
Goldszmitów.
Również młodszy brat ojca, Jakub Goldszmit, prawnik z
wykształcenia, wykazywał szacunek dla dobroczynności. Zwracał uwagę na
zasługi Stanisława Staszica oraz księdza Boduena, o którym bratanek
napisze nieco później: „znakomity bojownik zasady: nic dla siebie,
wszystko dla innych” („O pomnik Boduena”.
„Czytelnia dla Wszystkich”,1901).
Ojciec, Józef
Goldszmit, ceniony adwokat, podobnie jak brat parający się pisaniem,
bronił godności Żydów, ich prawa do świeckiej oświaty i uczestnictwa w
życiu społecznym.
W „Pamiętniku” Korczak pisał o nim ciepło: „Winienem wiele miejsca
poświecić ojcu, realizuje w życiu to, do czego on dążył, do czego
dziadek tak dręcząco dążył tyle lat. I matka”. I w dedykacji do zbioru
modlitw „Sam na sam z Bogiem” (1922): „Matuś – Ojczulku. [...] Dziękuje
Wam za życie i za śmierć Waszą, za moje życie i śmierć. [...] ze
wszystkich skamieniałych tęsknot i bólów Waszych i moich przodków pragnę
wznieść wysoką, strzelistą, samotną wieżę dla ludzi”.
Warszawa dzieciństwa i młodości
W „Kajtusiu Czarodzieju”
czytamy: „Widzi Kajtuś rzekę szeroka, a nad rzeką miasto na wzgórzu.
Co to za miasto? Ach, Warszawa! Co to za rzeka: Wisła
szara...”. Mały Goldszmit wrastał w polskość najpierw przez Warszawę.
Wisła mówiła do niego po polsku. W „Pamiętniku” wyznawał: „Kocham Wisłę
warszawską i oderwany od Warszawy odczuwam żrącą tęsknotę. Warszawa jest
moja i ja jestem jej. Powiem więcej: jestem nią”.
W największe święta
żydowskie ojciec prowadził go czasami do „postępowej” synagogi na
Daniłowiczowskiej (Danielewiczowskiej), gdzie przed półwieczem kazania
głosił (po niemiecku) dr Abraham Meyer Goldschmidt, późniejszy rabin w
Lipsku. Czy należał on do rodziny Goldszmitów? – raczej nie. Ojciec znał
naczelnego rabina Francji Zadiga Kahna. Gdy ten dowiedział sie, ze
Goldszmitom urodził sie syn, przekazał im błogosławieństwo z proroctwem:
„Pamiętajcie, że urodził się wielki
człowiek w Izraelu”.
Ojciec zabierał go także do szopki przy ul. Miodowej i na
jasełka na ul. Freta. Wychowany w rodzinie raczej areligijnej (choć
rodzice nie wyrzekli sie oficjalnie judaizmu), mały Henryk nie uniknął
bynajmniej – jak to nazwał w „Pamiętniku” – „tajemniczego zagadnienia
wyznania”. Opisał to w historii z kanarkiem. „Kanarek był Żydem. I ja.
Ja tez Żyd. [...] Śmierć. Żyd. Piekło. Czarny, żydowski raj. Było co
rozważać”.
Gimnazjum, gdzie spędził długich osiem lat (1891–1898), było
rosyjskie, mieściło się na Pradze (ul. Brukowa, róg Namiestnikowskiej,
obecnie róg Okrzei i Sierakowskiego). Jeździło się tam mostem Kierbedzia
przez Wisłę tramwajem konnym. (Dziś przed nowym gmachem tej szkoły im.
Władysława IV znajduje się kamień poświęcony Korczakowi). I potem dalsze
osiem lat medycznych studiów na Uniwersytecie Warszawskim, uczelni z
burzliwą historią przebiegającą w rytm życia kraju pod rosyjskim
zaborem; w owym czasie (1898 – 1905) z rosyjskim językiem wykładowym.
W rosyjskim gimnazjum uczono po rosyjsku nawet polskiej literatury.
Goldszmit czytał oczywiście po polsku. „Mając piętnaście lat, wpadłem w
szaleństwo, furie czytania” – wspomniał w „Pamiętniku”. Część lektur
zaczerpnął z rodzinnej tradycji. A wiec –Kraszewski. To z tytułu jego
powieści Historia o „Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie” wziął
późniejszy pseudonim. A stryj Jakub, zafascynowany – podobnie jak inni
współrodacy – jego braterskim stosunkiem do Żydów napisał o nim wiersz,
zadedykował opowiastkę. I Asnyk, podobnie darzony czcią przez stryja,
któremu młody Henryk przeciwstawiał pesymistę Tetmajera (1901), wierząc
wraz z nim w nadejście „świeżego, lepszego, szlachetniejszego życia”.
W tych latach Henryk wypróbowywał talent humorysty w piśmie
„Kolce”, angażował sie w propagowanie oświaty w „Czytelni dla
Wszystkich” (obie redakcje: ul Niecała 12) i „wchodził w lud”, jak
nazwał w „Pamiętniku” swoje „wędrówki” po najbiedniejszych dzielnicach
Warszawy (Stare Miasto i Solec) dla poznania życia nędzarzy.
I nieco później posada w żydowskim szpitalu dziecięcym, który
mieścił sie na ul. Siennej i Śliskiej (obecnie Szpital im. Dzieci
Warszawy). Wtedy: Szpital dla Dzieci im. Bersonów i Baumanów, ufundowany
przez żydowskich filantropów. Pracował tu i mieszkał (wraz z matka) z
przerwami siedem lat (1905 – 1911).
„Język polski nie ma wyrazu: rodina – Ojczyzna to zbyt wiele i trudno.
Czy tylko Żyd, bo może i Polak też? Może nie ojczyzna, ale domek i
ogródek?” rozważał w „Pamiętniku” problem miejsca, które wolno nazywać
ojczyzna. I dalej: „Warszawa była terenem i warsztatem mojej pracy, tu
miejsce postoju, tu groby”.
Józef Ignacy Kraszewski (1812 – 1887)
Mało się wie, że ten płodny powieściopisarz ceniony był wśród Żydów za
to, ze domagał się ich „uczuciowego równouprawnienia”. Zdystansowany
wobec nauk oficjalnego Kościoła, odwoływał się wprost do ewangelii.
Wobec Żydów – do zasady miłości bliźniego. Był głównym protagonistą
polsko-żydowskiego
„zbratania”, do którego doszło przed powstaniem styczniowym i które
propagował jako redaktor i publicysta
„Gazety Codziennej” (1859 – 1862). Wśród wielu listów do niego od
różnych osób znajduje się w Bibliotece Narodowej 14 listów od Jakuba
Goldszmita, w których stryj Korczaka prosi m.in. o możliwość dedykowania
Pisarzowi swoich utworów, pisanych – jak zapewnia – za jego zachętą,
przekonuje o szacunku i wdzięczności „za to wszystko, co w ciągu całego
swojego żywota dla Żydów polskich zdziałać raczył”.
W kręgu niepokornych. Niezależna inteligencja warszawska początku wieku
„Polski
Żyd pod zaborem rosyjskim”– powyższa autoidentyfikacja (sformułowana w
latach 30.)dobrze oddaje położenie
Henryka Goldszmita przed I wojną. Wskazuje na świadomość podwójnego
wydziedziczenia: Żyda z praw obywatelskich i Polaka z praw i wolności
politycznych. Żydzi prezentowali się w oczach polskiego społeczeństwa
jako inni i obcy, podobnie Polacy w oczach carskich zaborców. Za
przykład niech posłuży następująca scenka szkolna. Kiedy uczniowie
głośno protestowali, że rosyjski nauczyciel wykłada polską literaturę po
rosyjsku, uczeń Goldszmit zerwał się i zawołał: „Dajcie mu wreszcie
spokój, koledzy”. A na to nauczyciel: „Nie goworitie po polski”.
Sytuacja podwójnego wyobcowania i wyzucia z praw nie mogła pozostać bez
wpływu na sposób postrzegania świata przez Korczaka. Kierowała uwagę na
poniżonych i zdegradowanych. Podczas praktyki lekarskiej dr Goldszmit
stykał sie bezpośrednio z największa żydowską biedotą (co opisał we
wstrząsających „Obrazkach szpitalnych”, 1909). Także na koloniach dla
najbiedniejszych dzieci, na które wtedy wyjeżdżał, nie brakowało widoków
ubóstwa i jego demoralizujących skutków. Przy głęboko etycznym stosunku
do życia, jakim się odznaczał, wyczulenie na inność wzbogaciło się o
odpowiedzialność za innych, uzupełniło troską o „niższych” i słabszych.
Wrażliwość na zło i krzywdę
zbliżyła młodego Henryka Goldszmita do tych, którzy jak on nie umieli
się pogodzić ze zniewoleniem i wyzyskiem. Jako słuchacz tajnego
Uniwersytetu Latającego (poprzednika nielegalnego Towarzystwa
Kursów Naukowych w PRL) znalazł się w środowisku, skąd promieniowały
idee nonkonformizmu, rodziły różnorakie formy społecznikostwa.
Specyficznie polski etos inteligenckiego ofiarnictwa społecznego znalazł
w nim zapalonego wyraziciela i obrońcę. Jego zwrot do „ludu” (na łamach
„Czytelni dla Wszystkich”,1898 – 1901) i zainteresowanie proletariatem w
„Głosie” (1904 – 1905) było równoznaczne ze zwracaniem się innego do
innych. Oznaczało wczucie się w ich sytuacje, zrozumienie ich położenia.
Stad akces do nurtu etycznego socjalizmu, który dominował w „Głosie”,
czerpiąc inspiracje z etyki kantowskiej.
Zamieszczał w tym piśmie (oraz w jego kontynuacjach:
„Przeglądzie Społecznym” i „Społeczeństwie”, 1906 – 1910) ostre,
demaskatorskie felietony, piętnujące niesprawiedliwość społeczną i
odzieranie robotnika z godności. Pracował też w bezpłatnych czytelniach
Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, współpracował ofiarnie jako
prelegent z powstałym po rewolucji 1905 r. Towarzystwem Kultury
Polskiej. W1910 r. włączył się w dyskusje odpierającą ataki o
„zażydzenie” postępu. Niektórzy uczestnicy uważali, że postępowi
działacze winni zjednoczyć wysiłki niezależnie od narodowości czy
wyznania. Inni, ze strony żydowskiej, domagali się odrębnych działań
opartych na własnej tradycji. Jeszcze inni spośród nich chcieli i
wspólnego działania, i narodowej, i kulturalnej odrębności. W artykule
„Trzy prądy” Korczak oznajmiał: „Jesteśmy braćmi z jednej ziemi. [...]
Ot, pracujmy razem. [...] Jako Żyd-Polak najbliżej jestem własnym sercem
tego właśnie głosu” („Społeczeństwo” nr 42). I z tej podwójnej,
wyrażonej tu tożsamości nigdy nie zrezygnował.
Projekt życia:
Życie dla innych
Życiowy
wybór Korczak opisał po latach we fragmencie listu do przyjaciela:
„Pamiętam, jak postanowiłem nie zakładać rodziny. [...] Niewolnik nie ma
prawa mieć dzieci: polski Żyd pod zaborem rosyjskim. I natychmiast
odczułem to jako samobójstwo. Narzuciłem sobie takie życie, które
pozornie było nieuporządkowane – samotny i obcy. Starałem sie stworzyć
idee służby dziecku i jego sprawie”.
Korczak postanawia zrzec się własnego domu, aby stworzyć dom
dla innych, zrezygnować z własnych dzieci, aby oddać się dzieciom
osieroconym. Wybiera życie nie dla siebie, lecz dla innych, własnym
kosztem.
Słowną obronę wartości przekształca się w służbę konkretnemu człowiekowi.
„Potrzeba działania sprawnego na ograniczonym własnym warsztacie” –
bardzo skromnie, podsumuje to później w „Pamiętniku”.
W wyborze wzoru życia jako służby zbiegały się żydowska i chrześcijańska
tradycja etyczna ze specyficznym etosem inteligenckim. Przy rozbieżnych
racjach – tu religijnych, tam świeckich. Wspólna była powinność
zatroszczenia się o los słabych, nieszczęśliwych – bliźniego, który nas
potrzebuje, i przekonanie, ze na tej drodze ważna jest gotowość
poświęcenia nawet własnych potrzeb i ambicji. Taką treść zawierało
inteligenckie ofiarnictwo społeczne, które odpowiedzialność za warstwy
„niższe” sprzęgało z nakazem zrzeczenia się czegoś dla ich dobra. Jak
klasycznym dla tego wzorca przykładzie doktora Judyma z „Ludzi
bezdomnych”. Podobny wydźwięk społeczny zdaje się również posiadać
propozycja tłumaczenia formuły miłości bliźniego z Dekalogu przez
niektórych żydowskich egzegetów jako: „kochaj bliźniego, bo on jest jak
ty” lub „jest równy tobie”.
W sytuacji Żyda-Polaka,
podwójnie innego, wolno też dopatrzyć się
jednego z ważnych motywów zwrócenia uwagi Korczaka ku dziecku. W oczach
dorosłych dziecko jest inne i jednocześnie podobne. Korczak uważał, że
dzieci tworzą jak gdyby odrębną klasę społeczną, gnębioną i poniżaną jak
proletariat. Z drugiej strony –powtarzał – nie ma dzieci; są ludzie. A
to znaczyło, że należą im się takie prawa jak dorosłym oraz szacunek. To
był kanon Korczaka – pedagoga i obrońcy dzieciństwa. Zasadom tym
poświęcił najważniejsze książki o wychowaniu („Jak kochać dziecko”, 1920
r., „Prawo dziecka doszacunku”,1928 r.) i realizował je w praktyce.
Sprzymierzały się one z ideą naprawy świata.
Od „ludu” do „dziecka” – głównego i całożyciowego obiektu
troski, przywiodły go naturalne predyspozycje uczuciowe i wrażliwość
moralną. Połączone z wiedzą o dziecku, zdobytą w czasie studiów i
praktyki lekarskiej. Rosła w nim niezgoda na przedmiotowe traktowanie
małych ludzi, podobnie jak w podejściu do „ludu” odpychał go paternalizm
niektórych działaczy pozytywistycznych. Stopniowo, a może właśnie w
chwili nagłego olśnienia, o którym pisał w liście do przyjaciela,
uświadomił sobie, że 909). dziecko może stać się nadzieją na lepszy
świat. Nowy przybysz i nowe wychowanie mogłyby stać się środkiem i celem
przekształcania świata, sprawić, by stał się bardziej ludzki i czysty.
„Zreformować świat to znaczy zreformować wychowanie” – to było jego
najwcześniej sformułowane odkrycie. Określiło ono jego powołanie i
wyznaczyło własny, szczególny sposób bycia w świecie.
Dobroczynność żydowska
Podstawa żydowskiej dobroczynności były i są nakazy opieki nad
słabszymi, zawarte w Biblii Hebrajskiej i Talmudzie: „Nie będziesz łamał
prawa obcokrajowca i sieroty, nie weźmiesz w zastaw odzieży od wdowy.
[...] Jeśli będziesz zbierał oliwki [...], niech zostanie coś dla
obcego, sieroty i wdowy. Gdy będziesz zbierał winogrona [...], niech
zostaną dla obcego, wdowy i sieroty” (Pwt 24, 17-21). Stosownie do tych
zaleceń kahały (gminy żydowskie) utrzymywały specjalne wydziały
dobroczynne, których zadaniem była m.in. pomoc sierotom. Wydziały te,
Cedaka Gedola (hebr. Wielka Dobroczynność), w źródłach nieżydowskich
zwane Żydowska Dobroczynność, przekształciły się na ziemiach polskich
(po zlikwidowaniu kahałów przez władze carskie) w samodzielne
instytucje, które wśród różnych form pomocy świadczonej ubogim zakładały
też ochronki, szkoły religijne itp. „Opieka nad osieroconymi dziećmi
jako dział opieki nad ubogimi, bezbronnymi i nieszczęśliwymi [...] jest
nakazem religijnym, zawartym w naszych pismach świętych” – stwierdzał
Korczak
Dom Sierot – Nasz Dom
Dwa były sierocińce, z którymi związał
się na całe niemal życie: Dom Sierot dla dzieci żydowskich przy
ulicy Krochmalnej92 i Zakład Wychowawczy Nasz Dom dla dzieci polskich
robotników (Pruszków, Bielany). Pierwszy z nich utrzymywało Towarzystwo
Pomoc dla Sierot. Na drugie starali sie łożyć robotnicy i Towarzystwo
Nasz Dom.
Do przytułku tego pierwszego towarzystwa (na ul. Franciszkańskiej 2)
wprowadziła Korczaka (1908) Stella Eliasbergowa. Należała do grona
aktywistów składającego się w większości z przedstawicieli wolnych
zawodów. Dla wielu z nich żywa była zarówno tradycja inteligenckiego
zaangażowania społecznego, jak i odpowiednio zaadaptowany wzorzec
żydowskiej dobroczynności wobec sierot, gdzie filantropia zastępowała
stopniowo religijnie motywowane miłosierdzie. Pod rządami dr. Henryka
Goldszmita placówka, dająca początkowo dzieciom jedynie dach nad głowa i
wyżywienie, jak wiele innych, podobnych w Warszawie, stawała sie powoli
prawdziwym Domem Sierot, zanim jeszcze uzyskała własny gmach (1912 r.).
Była rzeczywiście zakładem wychowawczym – jak brzmiało dopełnienie nazwy
Naszego Domu w Pruszkowie.
Od początku, jako członek
komisji budowlanej, Korczak zabiegał o dom z prawdziwego zdarzenia,
budynek duży, przestronny, starannie wyposażony. Choć niektórzy sarkali
wtedy, że to zbytek.... Okazało sie jednak, ze dzieci szanowały ten
„zbytek”. Przykładały sie do pracy, która
utrzymywała dom w czystości. Organizowane dla nich dyżury spełniały
ważną funkcję wychowawczą.
Własna ferma, internat, kolonie w Gocławku – to były dalsze
etapy działalności podjętej, by zapewnić dzieciom właściwy poziom życia
i opieki. I bursa, która gromadziła byłych wychowanków chcących się
dalej kształcić oraz młodych ludzi z zewnątrz, którzy zasilali kadrę,
ucząc się.
Nowatorska była organizacja domu, opracowana wspólnie ze Stefanią
Wilczyńską. Rządził regulamin, nie wychowawcy. Starsze dzieci opiekowały
sie młodszymi. Wszystkie miały zapewnioną swobodę. Metody wychowania,
dalekie od przymusu, odwoływały się do zachęty i nagrody, kary zaś
wymierzał sąd, złożony z wychowanków, na podstawie znanych wszystkim
przepisów (w praktyce częściej przebaczał, niż karał). Różne formy
samorządu rozwijały inicjatywę, indywidualne zdolności, rozumienie
wymogów życia zbiorowego.
Samorząd tworzyły, oprócz sadu i dyżurów, gazetka, sejm, kółka
rozrywek. Przed sądem stawali nie tylko wychowankowie, także wychowawcy.
Prawa regulowały i współżycie dzieci ze sobą, i ich relacje z
personelem. Chodziło o zakorzenienie wszystkich we wspólnocie,
przeciwdziałanie wyobcowaniu. „Dzieci winne są posłuszeństwo prawom
obowiązującym, nie osobom personelu” – głosił odpowiedni punkt
regulaminu, uzupełniony o typowo kantowskie stwierdzenie: „Od karności
względem prawa z zewnątrz do karności względem prawa moralnego w sobie”.
Dzięki
samorządowi Korczak świadomie kładł podwaliny pod społeczność, w której
wolność byłaby współokreślana przez prawo. Stymulowany typ współżycia,
odwołujący się do zaufania i dialogu, miał być sposobem na rozładowanie
możliwych konfliktów. W perspektywie przyszłościowej miał przybliżać
świat bez wojen, nienawiści, agresji. Umożliwiać oparty na zgodzie i
miłości świat pokoju. Dom Sierot miał być swoistym laboratorium,
mikrokosmosem, gdzie wypracowywałoby sie upragnione metody współżycia i
pokazywało możliwość panowania sprawiedliwości i prawa w zgodzie z
wewnętrznym nakazem jednostek. Budowało wspólnotę niewyobcowaną wobec
każdej z nich. „Rzuty myślowe poprzez nieliczną gromadkę dzieci
internatu w świat dorosły, jego zjawiska i prawa – coraz wyraźniejsze:
od samorządu dzieci do parlamentów świata” – tak określał swoje
zamierzenia i role wychowawcy.
Podobne metody i zasady organizacji wprowadził w Naszym
Domu, placówce założonej nieco później (1918r.) przez grono lewicowych
działaczy społecznych. Z Marią Falską, kierowniczką Naszego Domu,
Korczak porozumiewał się bez trudu i co do zasad i celów wychowania, i
co do ich myślowego zaplecza. Sprzeciw wobec traktowania małego
człowieka jako narzędzia w służbie jakiegokolwiek celu, choćby
najszlachetniejszego, odrzucenie przymusu wywieranego przez władze
(wychowawcę) lub opinie gromady, zaufanie do własnych sił rozwojowych
jednostki, jej potrzeby zakorzenienia w gromadzie i dobrowolnego
przystosowywania sie do życia zbiorowego – oto ten wspólny grunt i
kodeks porozumienia.
Zastępczyni Korczaka
Stefania Wilczynska (1886 –
1942), oficjalnie: „naczelna wychowawczyni” w Domu Sierot i zastępczyni
Korczaka (od 7 października 1912 r.). W latach dwudziestych
„zarządzająca Domem Sierot i Bursą”.
Przedtem (od 1909) – wolontariuszka w
przytułku przy ul. Franciszkańskiej 2.
Pochodziła z zamożnej, zasymilowanej rodziny żydowskiej, studiowała w
Belgii i Szwajcarii nauki przyrodnicze. Po powrocie do Polski zgłosiła
się do Towarzystwa Pomoc dla Sierot (do Stelli Eliasbergowej)
z propozycją honorowej współpracy. I pozostała. Gdy Korczak w 1914 r.
wyjechał na wojnę, wzięła na siebie ciężar kierowania Domem. Twórczo
realizowała jego koncepcje pedagogiczne, organizacja Domu była ich
wspólnym dziełem. W 1940 Fejga Lifszyc wystąpiła przez Międzynarodowy
Czerwony Krzyż o jej powrót do Palestyny. Wilczyńska odpisała (2
kwietnia 1940): „Moja Kochana. Jesteśmy zdrowi. Pracuje w Domu Sierot
trochę. Korczak bardzo. Nie przyjechałam, bo nie chce jechać bez dzieci.
Twoja Stefa”. Wierna
do końca, zginęła w Treblince razem z Korczakiem, dziećmi i personelem.
W
świecie polskim i żydowskim
W obydwu
kręgach aktywności: opiekuńczej i pisarskiej, dwoistość życiowej
kondycji Korczaka zaznaczyła się u samych jej początków. Obie
grupy kolonijne: żydowska i polska sportretował w bliźniaczych
opowieściach: „Mośki, Jośki i Srule” (1909 r.) i „Józki, Jaśki i Franki”
(1910 r.). „Mośki i Józki są mi jednakowo bliscy” – napisze po latach w
liście do przyjaciela (1937 r.). Obie książki, rejestrując rzeczywistość
społeczną tych lat, pełniły role przewodnika po świecie „innych” –
pomagały przełamywać uprzedzenia narodowościowe, łagodzić niechęć i
wzajemną obcość. Tę samą funkcję łącząca spełniały nieco później
równoległe relacje o wychowankach z żydowskiego Domu Sierot i
robotniczego Naszego Domu, publikowane w „W słońcu”, piśmie Stefanii
Sempołowskiej dla dzieci (1913 – 1926). A już sama równoległość pracy w
obu domach miała wymowę symboliczną, uczyła porozumienia.
W kulturze żydowskiej Korczak zaczyna brać większy udział
(równolegle z kultura polską) u progu niepodległości. W Krakowie,
Lwowie, zwłaszcza zaś w Warszawie, wraz z odzyskaniem niepodległości
zaczynały się pojawiać i rozwijać bujnie polskie i żydowskie instytucje
kulturalne i oświatowe, prasa rozmaitych odcieni, cenne fachowe
periodyki. Korczak, uznany autorytet w sprawach dziecka i wychowania,
ceniony był i pożądany w
obu środowiskach. Swoje doświadczenia i idee pedagogiczne przedstawiał
na łamach polskich i
żydowskich periodyków („Szkoła Specjalna”, „Dos Kind”). Wygłaszał
wykłady i odczyty w instytucjach oświatowych polskich i polskojęzycznych
żydowskich (Państwowy Instytut Pedagogiki Specjalnej, Wolna Wszechnica
Polska, Państwowe Seminarium dla Nauczycieli Religii Mojżeszowej,
Instytut Judaistyczny, szkoła pielęgniarek dla dzieci dr Anny
Braude-Hellerowej, seminarium dla wychowawczyń przedszkolnych Tarbut).
Ta nasilająca się obecność w żydowskim życiu kulturalnym wiązała się z
jednej strony z antysemityzmem, narastającym stopniowo w Europie, z
drugiej zaś – z nasilającymi się wpływami syjonizmu i zagadnieniem
Palestyny. Coraz więcej wychowanków Domu Sierot rozpoczynało życie
pionierów w Erec Israel. Listy od nich stawały się pomostem między
wyobraźnią pisarza i wizjonera społecznego a realiami budowania
staro-nowej ojczyzny narodu żydowskiego. Rosła potrzeba zdefiniowania
własnego stanowiska i odpowiedzi na pytanie o równowagę obu członów
osobistej tożsamości. Obydwie podróże palestyńskie (1934 r. i 1936 r.)
postawiły Korczaka w samym centrum dylematów społeczności żydowskiej w
Polsce.
W 1925 r. jego nazwisko pojawiło sie pod odezwą „Do żydowskiej
inteligencji zawodowej”, ogłoszonej na łamach wydawanego w języku
polskim dziennika żydowskiego „Nasz Przegląd”. Odezwa nawoływała do
zasilania Żydowskiego Funduszu Narodowego przeznaczonego na wykupywanie
palestyńskich ziem z rak arabskich. Z samym pismem Korczak związał się
na dłużej, redagował też dodatek „Mały Przegląd” – unikatowe pismo
dzieci dla dzieci.
Sądzić można, że w pełni akceptował program gazety, wyłożony w
artykule redakcyjnym „Na posterunku”: „W braciach rodu naszego chcemy
spotęgować uczucie narodowe, rozszerzyć świadomość mocy twórczej i dóbr
duchowych żydostwa. Społeczeństwu polskiemu pragniemy udostępnić
zrozumienie naszej jaźni narodowej, jej praw i ideałów. [...] Jako
obywatele Rzeczypospolitej chcemy Polski silnej i trwałej, wolnej i
wolnością darzącej, potęgę swą i dobrobyt czerpiącej ze zgodnej
współpracy wszystkich obywateli, bez względu na wyznanie, narodowość lub
poglądy” (1923 r., nr 1).
Granica uczestnictwa
Korczaka w dwóch równoległych obiegach międzywojennej kultury była w
dużym stopniu płynna. Polska kultura, atrakcyjna dla żydowskich
współobywateli, pozyskiwała w nich nie tylko wdzięcznych i żarliwych
często odbiorców, lecz także talenty, które wzbogacały ją o niezwykłe
wartości. Dość wymienić Leśmiana i Tuwima, i właśnie Korczaka. W
polskojęzycznym dzienniku żydowskim „Nowa Gazeta” (1906 – 1917)
drukowali wybitni polscy pisarze z Żeromskim na czele, „Wiadomościami
Literackimi” (1924 – 1939) świetnie kierował Mieczysław Grydzewski (Grycendler),
a wielu redaktorów i współpracowników pisma wywodziło się z asymilowanej
inteligencji żydowskiej.
W „Naszym Przeglądzie” (1933 r., nr 71) pisano zaś tak o nowo
kształtującej się literaturze polsko-żydowskiej: „Są już w Polsce
pisarze-Żydzi [...], którzy się nie wstydzą Sjonu i Jordanu, swojej
przeszłości historycznej i obyczaju; pisarze, którzy kochają zarówno
Sjon, jak Wawel, zarówno Wisłę, jak Jordan; pisarze, którzy opiewają
zarówno ziemie, na której
Współtwórczyni Towarzystwa Pomoc dla Sierot.
Stella
z Bernsteinów Eliasbergowa (1879 – 1963),żona
Izaaka Eliasberga należała do grona współzałożycieli Towarzystwa i była
jedna z najaktywniejszych jego działaczek. Pochodziła z zamożnej
rodziny, mocno wrośniętej w polskość, uczęszczała do polskiej szkoły,
podobnie jak dziewięć jej sióstr. Pracowała społecznie w bezpłatnych
czytelniach Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, w Towarzystwie
Nauczania Analfabetów (w 1907 r. rozpadło sie ono na dwa oddziały:
polski i żydowski) i w Wydziale Oświatowym Gminy Żydowskiej
(współpracowała tuz prof. Samuelem Dicksteinem przy zakładaniu
pierwszych szkół elementarnych z językiem polskim dla
dzieci żydowskich). Dzieci bardzo ją lubiły.
Często odwiedzała Dom Sierot, zwłaszcza w święta.
Po wywiezieniu Domu Sierot na Umschlagplatz przeszła na stronę aryjska.
Po wojnie wyjechała do
Kanady. Jedna z jej czterech córek, Helena (1900 – 1982) była
architektem; wraz z mężem Szymonem
Syrkusem położyła wielkie zasługi przy odbudowie
Warszawy
żyją, jak i radości, bóle i
smutki swego narodu. Jest ich już spora ilość i będzie coraz więcej”
(Stefan Pomer „Żydzi w literaturze polskiej”). Słowa te można by odnieść
także do niemałej części piśmiennictwa Janusza Korczaka.
Pisanie jako rozmowa. Poetycka
dokumentacja dzieciństwa
Korczak
urodził sie pisarzem. Literatura była jego pierwsza miłością. Nie ona
jednak stała sie głównym
celem życia. Niemniej obie role – pracownika słowa i wychowawcy –
łączyło bardzo wiele.
W „Dziecku
salonu” (1904 r.) pisarz sięgnął po środki typowe dla polskiego
modernizmu, poddał je próbie i –odrzucił. Autotematyczna powieść w
pierwszej osobie okazała się niewystarczająca w konfrontacji z ukazanym
w utworze dramatem ludzkiego istnienia. I moralnie podejrzana. Nie
dokończenie utworu niesie ważne przesłanie: wobec grozy realnego życia
on, Korczak, już tak dalej pisać nie będzie, postawa subiektywizmu i
estetyzmu w prozie nie przystoi.
We wczesnych felietonach wypracowywał inny model pisania,
ten, który – rozwinięty – stał sie wyróżnikiem późniejszych tekstów.
Można go nazwać – za Michałem Głowińskim – edukacyjnym pisaniem
dialogicznym. W książkach o wychowaniu zaznaczył się budowaniem relacji
partnerskiej miedzy autorem i odbiorcą. Korczak pisał je w pierwszej
osobie, ale niejednokrotnie zwracał się do wyobrażonego czytelnika jako
kogoś, kto mógłby zmodyfikować jego racje lub odpowiedzieć na zadane
pytania. Nie pouczał, nie sytuował się ponad „tym”, do którego adresował
swoje pisanie, sygnalizował równość i solidarność z odbiorcą.
Adresatami rozpraw byli wychowawcy. A chodziło o dzieci – partnerów
w trudnej sztuce wychowania. Korczak uważał, że jeśli chce się z
dzieckiem nawiązać dialog, potraktować jak partnera, a nie obiekt
wychowania, trzeba je wpierw poznać. I wybrał dziecko jako bohatera
swoich książek. Nowością było to, że przedstawiał je nie tak, jak je
widzi dorosły, ale tak, jak ono siebie samo pojmuje. Środkiem do tego
był język, autentyczny, podsłuchany język dziecięcy, z jego prostymi
formami, zadawaniem pytań. I etnografia dziecięcego świata: pokazywanie
obyczajów, zabaw, fantazji, rytuałów dziecięcej gromady. To, co Hanna
Kirchner nazwała tak trafnie poetycką dokumentacją dzieciństwa:
„Niezrównany psycholog, potrafił utożsamić się z wrażliwością dziecka,
ukazać wszelkie odcienie jego uczuć i reakcji, trud rośnięcia i
zgłębiania prawideł życia, krzywdę i ciężką sprawę z dorosłymi”, („Kiedy
znów będę mały”, 1925 r.).
Swoim pisarstwem służył równocześnie dorosłym i dzieciom.
Dorosłym – objawiając im Innego: Dziecko - Człowieka. I dzieciom –
zatroskany o stan ich ducha, pomagając zmierzyć się z trudnymi
problemami życia (dylogia o „Królu Maciusiu I”, (1922/1923 r.), „Kajtuś
Czarodziej”(1934 r.), pogadanki radiowe,(1935 – 1939, z przerwami).
Odkrycie dialogowej natury myślenia i prawdy, które wcielił w
pisanie o wychowaniu, starał sie przekazać również dziecięcym odbiorcom.
Najpełniej uwidoczniło sie to w utworze zbliżonym do midraszu pt.
„Mojżesz” (napisanym w1937 r.; opublikowanym w Palestynie w 1939 r.).
Po obu podróżach Korczak
napisał wiele opowiadań dla dzieci o współczesnej tematyce palestyńskiej
(ukazywały się one po polsku albo w przekładach hebrajskich bądź
żydowskich). Podróże obudziły także zainteresowania biblijne. Początkowo
nieufny wobec idei „nowej siedziby narodowej”, stopniowo dochodził do
przekonania, że w Ziemi Izraela dzieje sie coś niezwykłego. W eseju „O
nowy epos” (1936 r.) sugerował, że „trzeci powrót Żydów do swej ziemi”
wart jest eposu na miarę Biblii. „Mojżesz” miał być pierwsza częścią
cyklu o dzieciach Biblii. W historie o Mojżeszu jako dziecku opuszczonym
wpisana jest historia poszukiwania własnej prawdy o tym wydarzeniu.
Korczak nie tylko przedstawił je przez pryzmat świadomość
dziecięcej. Narrator wciąga niejako dziecięcego odbiorcę do jej wnętrza.
Forma pierwszoosobowa nie służy ekspresji, jak w „Dziecku salonu”.
Zarysowuje sytuacje, w której „ja” zwraca się do „ty”, by zaprosić do
współmyślenia. Zachęca do stawiania pytań i niepoprzestawania na
prawdach gotowych: – „Mówisz: nie wiem. [...] Myślisz. Szukasz prawdy.
Czekasz. [...] Mówię: wyczytałem to w Biblii. Wiem więcej [...], ale ty
szukaj też, sam szukaj”.
O doniosłej roli pytania jako środka
wewnętrznego zdialogizowania myśli, poszukującej prawdy, pisał Korczak
wprost. „Pytanie wciąż nie było gotowe. Bo pytanie jest ważniejsze od
odpowiedzi, jest przewodnikiem myśli na drodze do celu.[...] Teraz nie
będę już czekał na odpowiedź, lecz napytanie” (1934 r.).
Midrasz to gatunek, od zawsze towarzyszący Biblii Hebrajskiej. Pojawia
się w Talmudzie, najczęściej w formie opowieści. „Mędrcy talmudyczni
uczą umiejętności stawiania pytań – zauważa Anna Kamieńska – która to
umiejętność jest podstawą mądrości. Zapytanie należy do klasycznych
formuł Talmudu. Jest wydobyciem problemu”.
Dialog jako metoda pisania to u Korczaka jeden z najistotniejszych
nośników ważnej dla niego prawdy-wartości, podzielanej przez
chrześcijaństwo i judaizm: humanistycznej wartości niepowtarzalnej osoby
ludzkiej, znaczenia jej bycia z innymi i dla innych.
Getto
Dom
Sierot przeniesiono do zamkniętej dzielnicy żydowskiej w początkach
listopada1940 r.;16 listopada dzielnice odcięto od reszty miasta
trzymetrowym murem, podwyższonym o metr drutem kolczastym.
Korczak odmówił noszenia opaski z gwiazdą
Dawida, obowiązkowej dla Żydów. W intencjach okupanta miała być znakiem
hańby, dla niego stanowiła powód do dumy. Podobnie jak mundur polskiego
oficera (był majorem), którego nie zdjął jeszcze jakiś czas po
kapitulacji. Za niepokorność trafił do więzienia. Wypuszczony za kaucją
(uzbierali ją podobno byli wychowankowie), powrócił do Domu Sierot w
jego nowej siedzibie – dawnym lokalu Szkoły Handlowej przy ul. Chłodnej
33. Potem, gdy getto zmniejszono, odbyła sie kolejna przeprowadzka
(pazdziernik1941r.) do budynku przy ul. Siennej 16 – Śliskiej 9 (posesja
przechodnia). Oba budynki już nie istnieją.
Coraz gorsze warunki bytowania Dom przezywał wraz z całym gettem. Nie
zmniejszała się jednak siła oporu Korczaka. Przezwyciężanie
rzeczywistości gettowej tam, gdzie okupant starał się zgotować opresje
możliwie najbardziej dotkliwą, stało sie jego celem. Chodziło nie tylko
o fizyczne przetrwanie, chodziło o zachowanie godności, niezależności
wewnętrznej. Temu służyły odczyty dla dzieci i bursistów, koncerty,
kursy rysunków i malarstwa, uroczystości religijne, przedstawienia
teatralne. Ślubowanie na cmentarzu przy grobie Izaaka Eliasberga 8
czerwca 1942 r. miało dzieci przekonać, że warto żyć „w miłości dla
ludzi, sprawiedliwości i prawdy”. Przedstawienie Poczty Rabindranatha
Tagore18 lipca1942 r. –nauczyć je godnego i świadomego umierania.
Ważnym sposobem oporu było pisanie. Nie przestawała ukazywać się gazetka
Domu Sierot. Powstawał „Pamiętnik”, który opisywał gettowe piekło i
przekazywał moralne zasady Korczaka: „Podlałem kwiaty, biedne
rośliny sierocińca, rośliny żydowskiego sierocińca. Ziemia spieczona
odetchnęła. Przyglądał sie mojej pracy wartownik. Czy go drażni, czy
rozrzewnia ta moja pokojowa o szóstej rano czynność? Stoi i patrzy. Nogi
szeroko rozstawił. [...] Ma karabin. Dlaczego stoi i patrzy spokojnie?
[...] Może on nie wie nawet, że jest tak, jak jest? [...] Nikomu nie
życzę źle. Nie umiem. Nie wiem, jak to sie robi”.
W tekście „Głos Mojżesza... Głos Ziemi Obiecanej...”(„Rozmyślania
pesachowe”, 1942 r.) nawiązał do dawnych pytań o społeczeństwo doskonałe
„Czy jest? Czy ona jest? – Czy ona istnieje na świecie? [...] słyszę
głos Mojżesza: –Zadam, byś chciał, rozkazuję ci, byś chciał być wolnym
człowiekiem. Chodź za mną. Ja ciebie zaprowadzę do Ziemi Obiecanej
Wolności. [...] Wolna myśl wolnego ducha. I gwiazdy nad tobą na niebie”.
Nie wiemy na pewno, którego dnia Dom Sierot wywieziono do obozu w
Treblince. Stało sie to piątego czy może szóstego sierpnia? Relacje są
sprzeczne. Żadnych już nie ma z samego miejsca zagłady.
—
Bożena Wojnowska
Przedruk z gazety „Rzeczpospolita”
dodatek „Żydzi polscy” Nr 36 16 grudnia 2008
|